Kino w Norwegii pojawiło się w tym samym czasie, co w pozostałej cześci Europy. Pierwszy pokaz odbył się tutaj 6 kwietnia 1896 roku, w Variété Club w Oslo. Miało to miejsce podczas prezentacji bioskopu stworzonego przez brani Maxa i Emila Skladanowskich. W przeciwieństwie jednak do reszty kontynentu, w Norwegii produkcja filmów nie rozpoczęła się zbyt szybko. Dopiero w 1907 roku nakręcono w Norwegii pierwszy film „Niebezpieczeństwa życia rybaka – dramat na morzu”. Niestety niewiele o nim wiadomo, ponieważ oryginał zaginął. Dopiero na początku lat 30. XX wieku rozpoczął się wyraźny rozwój kina norweskiego. Pierwszym filmem dźwiękowym był „Den store barnedåpen” czyli „Wielkie chrzciny” z 1931 roku, w reżyserii Tancreda Ibsena. Zakończenie II Wojny Światowej stało się punktem zwrotnym dla twórców filmowych także w kraju Wikingów, którzy w końcu mogli rozwinąć skrzydła. A jak wygląda współczesna kinematografia norweska? Jakie norweskie filmy warto zobaczyć?
Norweski charakter
Przede wszystkim warto mieć świadomość, że kino norweskie zaliczane jest do tak zwanego kina skandynawskiego, nazywanego też nordyckim. To określenie obejmuje filmy norweskie, ale także duńskie, szwedzkie, fińskie oraz pochodzące z Islandii czy Laponii. Wiele z tych obrazów to koprodukcje. Kino z tego obszaru ma bardzo swoisty charakter. Widać go zarówno w tematyce, jak i formie czyli sposobie realizacji. Warto tu choćby przytoczyć manifest filmowców o nazwie „Dogma 95”. Według jego założeń filmy powinny być kręcone tylko w naturalnych wnętrzach, bez dodatkowego oświetlenia, scenografii i rekwizytów, kamerą z ręki. I choć oczywiście nie wszyscy twórcy się do tego stosują, w kinie norweskim widać pewną naturalność, a czasem nawet surowość.
Przez lata przewijały się przez tutejsze kino także najróżniejsze trendy i mody, widoczne w całej ówczesnej Europie. Jednym z największych sukcesów kinematografii stricte norweskiej było zdobycie Nagrody Akademii Filmowej. Oscara otrzymał w 1952 roku dokumentalny obraz „Kon-Tiki”, który nakręcony został na podstawie wspomnień podróżnika i odkrywcy Thora Heyerdahla.
Do najbardziej znanych postaci norweskiej kinematografii należy natomiast z pewnością Liv Ullmann, aktorka i reżyserka, której film „Wiarołomni” z 2000 roku był nominowany do Złotej Palmy na Festiwalu Filmowym w Cannes.
Od lat osiemdziesiątych twórcy kina norweskiego coraz bardziej zbliżają się estetyką do kina amerykańskiego. Powstaje tu wiele filmów akcji czy dramatów zbliżonych do tych z Hollywood. Reżyserzy tacy jak Hans Petter Moland, Pål Sletaun czy Erik Skjoldbjærg stali się znani na międzynarodowej arenie i zyskali możliwość pracy w Stanach Zjednoczonych. Równolegle, w Norwegii rozwija się także kino bardziej kameralne, offowe. Trzeba tu koniecznie wspomnieć o koprodukcjach z udziałem Norwegii, z których z pewnością najbardziej charakterystyczne są filmy w reżyserii Larsa Von Triera.
3 norweskie filmy, które warto zobaczyć
„Elling”, reż. Peter Næss, 2001 rok
„Elling” to bardzo charakterystyczny dla kina norweskiego, kameralny obraz, będący adaptacją jednej z najpopularniejszych w Norwegii powieści Ingvara Ambjørnsena. Został kręcony w 2001 roku i zyskał międzynarodowy rozgłos dzięki nominacji do Oscara. Także w Polsce cieszył się dużą popularnością, co potwierdza zdobycie przez niego nagrody publiczności podczas Warszawskiego Festiwalu Filmowego.
To bardzo ciepła, słodko-gorzka historia dwóch mężczyzn, który mierzą się z codziennością po wyjściu z ośrodka psychiatrycznego. Tytułowy Elling to wrażliwy poeta-amator, który trafia na leczenie po śmierci matki, która przez 40 lat trzymała go pod kloszem, nie pozwalając mu się usamodzielnić. Tam poznaje Kjella Bjarne – nadmiernie zainteresowanego seksem prawiczka po 40-tce. Kiedy mężczyźni opuszczają w końcu ośrodek, otrzymują finansowane przez państwo mieszkanie, gdzie rozpoczynają w końcu samodzielne życie. Muszą się zmagać zarówno ze znaną wszystkim codziennością, jak i własnymi fobiami, które nie dają im zbyt wiele oddechu.
„Hawaje, Oslo”, reż. Erik Poppe, 2004 rok
Także ten film zyskał duże uznanie polskiej publiczności podczas Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Daleko mu jednak do ciepła znanego widzom w Polsce z obrazu „Elling”. Choć film był reklamowany, jako remedium na zimową depresję, warto zaznaczyć, że niewiele ma wspólnego z komedią. Jest raczej dość niepokojącą refleksją nad przeznaczeniem, miłością i śmiercią.
To misterna układanka, stworzona z historii kilku osób, mieszkańców tytułowej stolicy Norwegii, Oslo. Ich losy splatają się w najcieplejszy dzień w roku, przypominający temperaturą bardziej Hawaje, niż północny skrawek Europy, Norwegię. Reżyser w swoim obrazie pokazuje, jak teoretycznie przypadkowe wydarzenia, mogą w praktyce wpłynąć na losy ich uczestników.
„Wyprawa Kon-Tiki” reż. Petter Skavlan, 2012 rok
To drugi film w historii norweskiej kinematografii, podejmujący temat słynnej wyprawy z 1947 roku. Pierwsza ekranizacja niesamowitego rejsu, oparta na faktach, okazała się tak fascynującym obrazem, że otrzymała w 1952 roku Oscara dla najlepszego filmu dokumentalnego. 60 lat później reżyserzy Joachim Rønning i Espen Sandberg ponownie sięgnęli po historię rejsu po Pacyfiku. I, co ciekawe, ponownie mieli szansę na nagrodę Akademii Filmowej, jednak niestety nie udało się im jej otrzymać. Nie zmienia to jednak faktu, że opowieść o młodym norweskim naukowcu, Thorze Heyerdahlu, została przez nich nakręcona doskonale. Wielokrotnie zapiera dech w piersiach, mrozi krew i zaskakuje zwrotami akcji. Tutaj trudno już mówić o kameralnym obrazie, bo wiele scen ma charakter znacznie bardziej monumentalny. Obraz warto obejrzeć zwłaszcza w zestawieniu z pierwowzorem z lat 50.
To oczywiście nasz subiektywny wybór, a kino norweskie ma do zaoferowania widzom znacznie więcej ciekawych filmów. Warto także sięgnąć po koprodukcje z państw skandynawskich oraz tutejsze seriale, dostępne na wielu platformach i podbijające serca coraz szerszej publiczności.